Do Trójmiejskiej Kliniki Weterynaryjnej zazwyczaj trafiają zwierzaki, których stan zdrowia martwi ich kochających opiekunów.
Nie wszyscy nasi pacjenci mają jednak tyle szczęścia, aby ich mieć. O jednym z nich będzie poniższy wpis.
Wszystko zaczęło się 2 czerwca 2018.
Tego dnia trafił do nas mały kotek, znaleziony przez osobę o dobrym sercu, która jednak nie mogła poradzić sobie z odchowaniem tak młodego zwierzaka.
Musimy coś wyjaśnić – określenie „mały kotek” jest w tym przypadku niedokładne. To było naprawdę maleństwo, bowiem jego wiek został określony na zaledwie… dwa dni!
Pani, która znalazła nieboraka nie mogła dłużej podjąć się opieki nad kociakiem, my za to nie byliśmy w stanie oddać go do placówek zajmujących się bezdomnymi zwierzętami.
Podjęliśmy próbę odkarmiania i odchowania tego malucha, z góry wiedząc, że nie będzie to prosta sprawa, nawet w tak specjalistycznej, całodobowej Klinice jak nasza.
I tym sposobem zyskaliśmy naszego nowego „domownika”.
Lekarze szpitalni na bieżąco monitorowali stan kociego dziecka, dopasowując dawki pokarmowe, ewentualne leki czy sposób pielęgnacji. Małemu pacjentowi grozić mogło wiele spraw – mógł nie poradzić sobie z brakiem matki, mógł nie chcieć pobierać pokarmu, mógł zachorować na kocią chorobę zakaźną, mimo naszych wytężonych wysiłków, żeby do tego nie doszło.
Kotek, który okazał się być kocurkiem, rósł jednak duży, silny i zdrowy. Głośno dopominał się o jedzenie i porcję czułości. A tego miał aż nadto od personelu technicznego! Techniczki regularnie karmiły malucha, masowały mu brzuszek, głaskały, tuliły, sprawdzały czystość, dbały o to, by miał ciepło.
Spisały się na medal!
Na tym etapie kociakowi nic nie brakowało… oprócz imienia. Dalej był bowiem po prostu „kotkiem”.
„Matką chrzestną” tej małej kulki została nasza stażystka, lek. wet. Julia Biernat, która pewnego razu zrymowała sobie „kotek – kłopotek”. To był strzał w dziesiątkę, wszak maluch już od pierwszych swoich dni znalazł się w sporych kłopotach. Odtąd już imię Kłopotek było tym oficjalnie używanym i zostało z nim do dziś.
Kłopot rósł bez żadnych problemów. Uwielbiał jeść, uwielbiał towarzystwo człowieka, od samego początku ładnie załatwiał swoje potrzeby w kuwetce.
Nie wiedział tylko jednego – „jak być kotem” . Od początku swojego życia miał do czynienia przecież tylko z ludźmi.
Jedna z naszych techniczek, Magda, z miejsca zakochała się w tym małym stworzeniu. Dodatkowo od dłuższego czasu myślała też nad towarzystwem dla swojej kotki.
Po osiągnięciu względnej samodzielności Kłopot trafił więc pod jej dach.
Początkowo kocia rezydentka, biała księżniczka Inka, nie była zadowolona z obecności nowego domownika. Kłopot za to nie miał najmniejszych problemów z aklimatyzacją. Od razu zaczął zwiedzać mieszkanie, bez kompleksów próbował wyjadać jedzenie z miski swojej nowej „siostrze”.
Fochy Inki nie trwały długo. Kłopot wpatrzony był w nią jak w obrazek i naśladował w kocich zwyczajach. Ona lizała go po czółku i uczyła manier, on odwdzięczał się jej dotrzymując towarzystwa podczas nieobecności opiekunów w mieszkaniu.
Dziś Kłopot ma już 8 miesięcy. Jest sporym, zdrowym, inteligentnym i przemiłym kocurkiem, który codziennie przybija „baranka” swoim opiekunom. Jego ulubionym zajęciem jest jedzenie – dla niego zrobi wszystko. Z Inką są najlepszymi kumplami – gonią się po całym mieszkaniu i bawią w kocie zapasy.
Można z całą pewnością stwierdzić, że wiedzie szczęśliwe życie w kochającej rodzinie.
Historia ta nie potoczyłaby się tak dobrze, gdyby nie regularna, czujna opieka całego zespołu szpitalnego Trójmiejskiej Kliniki Weterynaryjnej. Troska jaką personel włożył w to, aby zapewnić kociakowi wszystko, czego mu trzeba, sprawiła, że z małego Kłopotka zrobił się duży Kłopot 😉
Nie jest to jedyny zwierzak, który dzięki Klinice znalazł nowy dom. Pies Lexi, kotek Aleksander czy york Django – to tylko część z naszych podopiecznych, do których powtórnie uśmiechnął się los.
TKW24 ratuje życie – nie tylko w tym medycznym względzie!